Obecnie obok ekspozycji stałej, zapraszamy do obejrzenia, prac malarskich Pana Tymoteusza Andrearczyka. Wystawę tę dedykujemy J.E. Księdzu biskupowi Piotrowi Krupie, biskupowi pomocniczemu Diecezji Pelplińskiej z okazji 25. rocznicy jego święceń biskupich.
Tymoteusz Andrearczyk skończył niedawno 30 lat. Ma tytuł magistra filozofii, uzyskany w Instytucie Filozofii UAM w Poznaniu (2003) oraz tytuł magistra sztuki, zdobyty na Wydziale Malarstwa i Grafiki ASP w Gdańsku (2005). Mimo młodego wieku, ma już w swoim dorobku liczne prace malarskie i wystawy, chętnie też pisze o sztuce, popularyzując dzieła wielkich mistrzów.
Nade wszystko jednak ceni życie rodzinne. Ma żonę Patrycję i pięcioro dzieci o znaczących imionach: Franciszek, Faustyna, Łucja, Karol i Augustyn. To moja rodzina przede wszystkim kształtuje moją osobowość, dopiero później malarstwo – mówi z przekonaniem.
Pytany o wydarzenie swego życia, odpowiada: W roku 2002 ucałowałem pierścień Biskupa Rzymu, w 24 roku Jego niezapomnianego pontyfikatu. Od tej pory pogłębiam świadomość bycia Dzieckiem Bożym.
Stosunek Tymoteusza do sztuki pozbawiony jest tak charakterystycznego dla naszych czasów dążenia do zadziwiania publiczności. Praca przy sztaludze powinna służyć ludziom w odkrywaniu piękna myśli zawartej na płaskiej powierzchni płótna, wyrażonej kolorem, kompozycją, sposobem malowania. To jak praca filozofa, tylko że zamiast słów, mam pędzle i farby. Oto artystyczne credo tradycjonalisty – w szlachetnym znaczeniu tego słowa.
Za tym wyznaniem idzie chłodny stosunek do malarstwa pojmowanego tylko jako eksperymenty z kolorem czy z formą: żeby malarstwo miało swoją wewnętrzną siłę, musi być tworzone z wielkim zaangażowaniem, z pasją. Wszystko co robi się z miłości, daje widoczne rezultaty.
Przy takim pojmowaniu sztuki, prawdziwym dyskomfortem dla artysty jest obserwowana w otaczającym świecie bezideowość i brutalne kwestionowanie autorytetów. Nie dlatego, że są wątpliwe, lecz dlatego, że to trendy.
Tymoteusz docenia warsztat malarza i potrzebę jego doskonalenia, twierdzi jednak, że dla artystycznego rozwoju twórcy jeszcze ważniejsze jest dojrzewanie wewnętrzne, duchowe. Jak ja siebie duchowo rozwijam? Jeśli odpowiedź na to pytanie znajdzie się w obrazie, to dzieło jest godne uwagi.Bo obraz jest jak lustro, w którym przegląda się dusza twórcy. Jeśli jestem jałowy, bezmyślny, to i takie będą moje obrazy, którymi będę chciał oszukać publiczność. Będą opowiadać o niczym.
Jest konsekwentny w traktowaniu dzieła jako odbicia duszy twórcy: złość, której dam posłuch, przyniesie obrazy pełne chaosu i gwałtu. Jeśli jednak będę szukał w moim obrazie Boga, miłości, to dam oglądającemu poczucie harmonii, radości, spokoju, ładu serca. Pragnę, by moja praca nad obrazami dawała mi poczucie szczęścia i spełnienia. By przy tym służyła chwale Bożej.